Wiadomości
wszystkie
Recenzja przedpremierowa nr 616: Drobiazgi takie jak te (ZWIASTUN)
Recenzja również na: mediakrytyk.pl
Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie
Iinformacje i zwiastun filmu przesłane przez Kino Świat
Dzięki uprzejmości Kino Świat, prezentujemy Państwu recenzję przedpremierową filmu. Premiera na VOD już 9 maja
Już w pierwszej scenie słyszymy bicie kościelnych dzwonów, co od razu zdradza nam, co będzie nadawać ton tej opowieści. Szybko też jesteśmy osadzeni w czasie i miejscu, które także są bohaterem tej historii. Akcja toczy się w latach 80-tych XX wieku w Irlandii, a naszym protagonistą jest Bill Furlong, spokojny i małomówny handlarz węglem. Z krótkich interakcji Billa z pracownikami i sąsiadami, można wywnioskować, że to dobry i empatyczny człowiek, skupiony na rodzinie i pracy. Przy tym jednak z jakiegoś powodu cierpiący na bezsenność, co bardzo martwi jego żonę.
Okazuje się bowiem, że jednym z miejsc, do których Bill regularnie dostarcza węgiel, jest azyl sióstr magdalenek dla „upadłych” kobiet, czyli takich, które zaszły w ciążę bez ślubu. Nasz bohater staje się mimowolnym świadkiem bezwzględnego traktowania tych często jeszcze młodych dziewczyn przez zakonnice. I inaczej niż większość mieszkańców, Bill nie jest w stanie tego zignorować, bo jak dowiadujemy się z retrospekcji, sam był synem samotnej matki.
Reżyseria w tym filmie to prawdziwa perełka. Czasami twórcy mają problem z przekazaniem widzom kluczowych dla fabuły informacji i decydują się na prostą ekspozycję. Tutaj wprost przeciwnie, dużo rzeczy się sugeruje, często za pomocą subtelnych gestów i uwag. Film zdecydowanie więcej opowiada obrazem niż dialogiem, jest jak główny bohater; skromny i enigmatyczny. Jednocześnie jednak pod powierzchnią buzują emocje, które w pewnym momencie znajdą swoje ujście. Reżyser wierzy w inteligencję widza i nie wykłada kawy na ławę. To nie jest seans dla tych, którzy lubią dopowiedziane wątki. Niektórzy zapewne stwierdzą, że film kończy się w najciekawszym momencie. Ja jednak bardzo lubię to zakończenie, bo tak jak cała reszta filmu, skupia się na dylematach Billa i czeka, aż ten podejmie trudną decyzję. A resztę będziemy musieli sobie dopowiedzieć sami.
To, że ten film, operujący bardzo prostymi, delikatnymi środkami, wchodzi pod skórę i zostaje tam na długo, to w dużym stopniu zasługa aktorów. Cillian Murphy jest jak zwykle doskonały, na jego twarzy odmalowują się wszystkie, nawet najbardziej skrywane emocje. Mnie jednak najbardziej zachwyciła, a jednocześnie przeraziła Emilii Watson, wcielająca się w rolę zakonnicy. Jest w tym filmie kapitalna scena, kiedy po pewnym dramatycznym zdarzeniu w klasztorze, Bill pije herbatkę z siostrą Mary. Ile podczas tej prostej rozmowy pada zawoalowanych gróźb, ostrzeżeń i propozycji nie do odrzucenia! Ta krótka wymiana zdań idealnie ukazuje nie tak odległe czasy, kiedy niepodzielnie rządziła jedna instytucja.
Nie ma co ukrywać, to dość przygnębiający seans, jak zresztą wszystkie, które bez upiększania i znieczulenia ukazują naturę ludzką. Jednocześnie twórcy zostawiają nam promyk nadziei, bo wyraźnie nie chcą nas zdołować, lecz raczej skłonić do refleksji.
(Ala Cieślewicz)
Reż. Tim Mielants
Ocena: 7/10